1. Budowa, walory użytkowe.
Tonsil Sd 426 to słuchawki dynamiczne wokółuszne otwarte - od dłuższego czasu najlepszy model oferowany przez wrzesińską firmę. Obecnie słuchawki sa produkowane przez jedną ze "spółek córek" Tonsilu, która po kilku latach wznowiła ich produkcję. Obecnie produkowana wersja różni się od poprzedniej wykończeniem - poduszki wokułuszne są pokryte czarnym materiałem, a nie jak dotychczas purpurowym. Moim zdaniem dzięki temu zabiegowi słuchawki zyskały na elegancji, choć niektórym mogą wydawać się nieco "smutne". Zmiany zaszły podobno takze w środku - usunięto problem trzeszczących przetworników - prawdziwej zmory nabywców oststnich serii pierwszej wersji Sd426. Design natomiast nie uległ zmianie, czyli dalej po wyciągnięciu słuchawek z pudełka mamy realne podstawy do zastanawiania się, czy obudowa nie pochodzi czasami z okresu PRLu. Słuchawki nie są ani trochę podobne do nowoczesnych Technicsów czy philipsów z podobnej klasy cenowej - są zrobione z czarnego plastiku, a pałąk łączący jest stalowy. Miękki pasek zamocowany na ruchomych (przesuwanych) elementach plastikowych (chyba najbardziej atrakcyjny element słuchawek) umożliwia regulacje wysokości. Słuchawki mają takze pewną ograniczoną ruchomość, choć można je tylko zginać w osi poziomej. O obrotach w osi pionowej można od razu zapomnieć, bo producent nie przewidział takiej opcji. Kabel doprowadzajacy sygnał wchodzi do jednej ze słuchawek (lewej), co do pewnego stopnia ułatwia eksploatację. Jakość kabla jest dobra, choć jest to dokładnie taki sam kabelek, jaki można znaleźć w Unitrowskich słuchawkach i interkonektach - taki kanciasty z podłużnymi wystającymi paskami. Nie jest to jednak powód do wstydu, bo sam kabel w sumie nie wygląda aż tak źle, a obie żyły są lepiej od siebie odizolowane - niby przy takich natężeniach prądu nie jest to ważne, ale jakiś minimalny wpływ na pewno ma. Dużo gorzej jest natomiast z tym, co znajduje się na końcu kabla. Jest to nibt duży jack, ba, nawet pasuje do takiego gniazdka, ale jakoś nie bardzo przypomina tego typu wtyki u konkurencji. Po dłuższych oględzinach dochodzimy jednak do wniosku, że kształt wtyczki jednak się zgadza. Nie zgadza się natomiast kolor, który jest w zasadzie szary, ale jakby z lekką nutką zieleni. Tak to już chyba faktycznie pochodzi z PRLowskich zapasów. Sprawa paskudna o tyle, że niejednokrotnie w słuchawkach z przedziału do 100zł znajdujemy piękny złocony wtyk. Zastosowana przez tonsil wtyczka ma jednak także zaletę - jest rozkrecalna, czyli w razie potrzeby można zawsze sprawdzić stan styków np po zbyt mocnym szarpnięciu, które chyba każdemu się kiedyś przytrafiło.
Po wnikliwych oględzinach zakładamy słuchawki na głowę i tu pojawia się nowy problem: słuchawki wcale nie chcą się poddać tak łatwo jak modele innych firm - walczą na wszelkie sposoby - najpierw trzeba je rozsunąć, z czym nie ma problemu, ale jak uż tego dokonamy, musimy przygotować się na ciąg dalszy. Otóż rozwścieczone porażką urządzenie chce teraz w ramach kary za wszelką cenę zmiażdżyć użytkownikowi głowę. Docisk jest mocny, zwłaszcza po doświadczeniach z "delikatnymi" Philipsami, co oczywiście ma też swoje dobre strony - słuchawki pewnie trzymają się głowy i dobrze izolują uszy od dźwięków z zewnątrz. Jednakże na dłuższą metę duży nacisk połączony ze sporą masą słuchawek może powodować dyskomfort. Dodatkową wadą słuchawek jest też niewątpliwie fakt, że cena poszła w górę i to znacznie, choć z drugiej strony wolę droższe i bezawaryjne - jeśli będą długo grały - zero pretensji.
2. Brzmienie.
Słuchawki Sd 426 nie są urządzeniem miłym w obsłudze, jednakże już po włączeniu pierwszej płyty staje się jasne, że warto z nimi powalczyć. Słuchawki grają niezwykle jak na tę klasę cenową "dojrzałym"dźwiękiem. Brzmią czyściutko i dosyć ciepło, nie ma w ich brzmieniu śladu agresji. Poszczególne instrumenty brzmią naturalnie, a każdy dźwięk ma odpowiednią "masę" przy zachowaniu dużej przejrzystości średnicy, co na pewno zasługuje na pochwałę. Bas jest dobrze kontrolowany, obszerny i schodzi bardzo głęboko - często zaskakuje słuchającego. Uderzenia w bębny są nie tylko słyszalne, ale nawet prawie odczuwalne,mimo braku ruchu powietrza wokół - efekt jest niesamowity. Minimalne zastrzeżenia można mieć jedynie do nieco wyższego basu, który może czasem nieco zafałszować, choć tak naprawdę się czepiam, bo to jest nic w porównaniu nawet do kolumn KEF iQ3. Górna częsc pasma sprawia wrażenie nieco wycoanej, jakby schowanej za niższymi rejestrami, co wcale nie ogranicza jej detaliczności. Mimo mniejszej ilości góry słychac więcej szczegółów niż w przypadku wspomnianych KEFów czy agresywnie grających Philipsów. Jak to możliwe? Przetwornik po prostu lepiej różnicuje sygnały (jeszcze raz duże brawa). A skoro dobrze różnicuje, to wreszcie dokładnie słyszalna jest różnica miedzy poszczególnymi dźwiękami, zwłaszcza z zakresu właśnie wysokich tonów - chodzi o wszelkie trzaski, chrupnięcia, no i oczywiście talerze, choć tym oststnim czasem nieco brakuje "zdrowej" agresji - brzmienie blach piękne, ale i grzeczne, ułożone. Sd 426 to nie są słuchawki dla młodzieży chcącej ostrej, agresywnej góry. tym bardziej, że mała moc słuchawek ogranicza nieco dostępne poziomy głośności, a wkładkę łatwo uszkodzić mechanicznie przez podanie zbyt dużej mocy lub przez mocniejsze uderzenie.
Nie znaczy to wcale, ze Sd 426 nie nadają się do rocka, owszem, nadają się i to bardzo - stanowią ciekawą alternatywę dla typowego, ostrego, najeżonego cykaniem brzmienia, moim zdaniem z korzyścią dla tych piosenek.
Do mankamentów brzmienia Sd426 należą wspomniane już minimalne problemy z basem oraz niewielkie odstępostwa od neutralności, co oczywiście w tej klasie cenowej nie jest niczym przerażającym. Należy także bardzo uważać na urządzenia towarzyszące - Sd 426 potrzebują przyzwoitego wzmacniacza słuchawkowego. U mnie dopiero z Sony zagrały jak należy. Z Technicsem pojawiły się problemy z basem w postaci megakluchy na dole, co akurat należy do charakteru brzmienia tego wzmacniacza (nie jest jednak tak drażniące, choć nie mniej odczuwalne przy odsłuchu monitorów, które nie mają tyle dołu). O efektach współpracy z CD 753 Philipsa po podłączeniu do gniazda w odtwarzaczu już lepiej nic nie mówić - wzmacniacz słuchawkowy jest tam raczej walkmanowy - zbudowany na płytce 3x3cm i do tego tani, także raczej ciężko brać go pod uwagę w kategoriach Hi-Fi - brrrr...paskudztwo. Podłączone do dobrego urządzenia Sd426 rozwalają jednak większość potencjalnych konkurentów - ciężko im zagrozić.
3. Parametry. (*- dane producenta)
Teraz czas na nieco techniki :). Słuchawki wykorzystują 1.5-calową ultracienką polimerową membranę napędzaną podobnej wielkości magnesem wykonanym ze stopu neodymu, żelaza i boru*. Cewka drgająca jest wykonana z cienkiego drutu aluminiowego*, dzięki czemu jest bardzo lekka, ale ma takze brzydką skłonność do pękania przy mocniejszym uderzeniu zwłaszca w boczną część słuchawki (tj od strony magnesu). Nie wiem, czy wytrzymałość cewek obecnie montowanych jest wyższa, czy nie, nie zamierzam tego sprawdzać. Słuchawki cechuje mała moc - zaledwie 100mW* - i mała (jak na słuchawki) efektywność - 96dB(500Hz 1mW)* oraz bardzo wysoka impedancja znamionowa - 600 omów*. Pasmo przenoszenia słuchawek jest szerokie - 10Hz-25kHz*, szkoda tylko, że nie ma podanego spadku. masa słuchawek wynosi 290g*.
4. Konkluzja
Karta informacyjna kończy się życzeniami przyjemnego użytkowania słuchawek - miło. Biorąc pod uwagę brzmienie Sd 426, życzenia te mają uzasadnione podstawy, pod warunkiem jednak, ze faktycznie wzrosła bezawaryjność tych słuchawek. To, dlaczego na początku XXI wieku wciąż nie da się choć trochę unowocześnić designu słuchawek pozostanie pewnie tajemnicą firmy. Z jednej strony jest to niedorzeczne biorąc pod uwagę wygląd słuchawek konkurencji, ale z drugiej strony jeśli ze zmianą obudowy miałby wiązać się wzrost ceny - moze niech już zostanie tak jak jest. Bo jest bardzo dobrze.